Hania miała 7 lat, kiedy zachorowała na białaczkę i dwukrotnie stanęła do walki z tą chorobą. Żyje dzięki niespokrewnionemu dawcy szpiku. Obecnie obchodzi drugie „urodziny przeszczepowe” i mówi całemu światu: „Na szczęście w pomaganiu nie przeszkadza żaden dystans”.
Hania wypowiada przytoczone wyżej słowa jako bohaterka kampanii społecznej „Łączą nas geny” Fundacji DKMS. To organizacja, której misją jest znalezienie dawcy dla każdego pacjenta na świecie potrzebującego przeszczepienia krwiotwórczych komórek macierzystych z krwi lub szpiku kostnego.
Dla Hani wspomniana kampania jest początkiem drogi do spełnienia jednego z wielu marzeń – zostania aktorką. Trzy lata temu życie przygotowało jednak dla Hani do odegrania rolę, której nie chciałby nikt – wojowniczki, której dwukrotnie przyjdzie zmagać się z nowotworem krwi. Rezolutna, obecnie 10-letnia dziewczynka odegrała tę rolę znakomicie – w nagrodę otrzymała życie.
Białaczka – odsłona pierwsza
Była to trudna rola, gdyż większość czasu podczas leczenia białaczki Hania spędzała na oddziale onkologii i hematologii w jednym z łódzkich szpitali. Klinka stała się nieomal drugim domem małej pacjentki. Dziewczynce w pobytach szpitalnych towarzyszyła mama, a był nawet i taki moment, że w Wigilię Świąt Bożego Narodzenia przyszli dziadkowie oraz gość absolutnie nadzwyczajny – ukochany piesek Florek. Dzięki mamie w sali szpitalnej były kolorowe serwetki i wesoła pościel, a także pluszaki w zasięgu ręki. I była możliwość rozmowy i kontaktu z osobą najbliższą – przez cały czas, co miało nadzwyczaj istotne znaczenie, kiedy przychodziły gorsze dni.
Ponieważ Hania zawsze ma co robić, więc w szpitalu również się nie nudziła: szyła, robiła koralikową biżuterię, układała puzzle. Doskonaliła nawet umiejętność gry na keyboardzie (należącym do kliniki), co bardzo się przydało, ponieważ dziewczynka jest uczennicą szkoły muzycznej. Kiedy wyniki medyczne były dobre, wracała na krótką chwilę do domu, aby cieszyć się normalnością, spaniem we własnym łóżku i kąpielami w wannie.
Jest wznowa. I jest Dawca!
Informacja o wznowie uruchomiła kalejdoskop emocji: od ogromnego zawodu, żalu i poczucia Hani, że została oszukana, poprzez złość, że dopiero co odzyskane dawne, szczęśliwe życie na nowo trzeba zamienić na salę szpitalną i kroplówki, aż po przekonanie, że przed dziewczynką kolejna tura walki z chorobą. Walki trudniejszej nawet niż poprzednio, gdyż tym razem wynik miał być zależy od znalezienia bliźniaka genetycznego, który odda Hani komórki do przeszczepienia, i od powodzenia samego leczenia z zastosowaniem transplantacji. Dzięki Fundacji DKMS udało się znaleźć dawcę. Ponieważ był niespokrewniony z Hanią, dziewczynka początkowo bała się, że otrzymanie komórek od obcej osoby może doprowadzić do zmian w kolorze jej włosów czy oczu, a nawet do tego, że przestanie śpiewać tak pięknie, jak dotychczas. To oczywiście mity. Mimo iż sam zabieg transplantacji, jest bardzo prosty, bo przypomina kroplówkę to dla organizmu chorego, pozbawionego odporności jest ogromnym obciążeniem i niejednokrotnie wiąże się z cierpieniem. Od zdiagnozowania białaczki do uzyskania remisji Hania w szpitalu spędziła rok, a od wznowy do wyjścia po przeszczepieniu – kolejne kilka miesięcy. Teraz niesie innym dzieciom chorującym na białaczkę przesłanie, że trzeba mieć zawsze nadzieję i pozytywnie myśleć, bo to bardzo ważne. Choć trudno w to uwierzyć, ta rezolutna dziewczynka jest obecnie przekonana, że jej choroba miała również pozytywne aspekty. Hania wymienia tutaj możliwość poznania wielu osób i uczestnictwo w interesujących zajęciach organizowanych przez animatorów w szpitalu. Wszystkim osobom, które uczestniczyły w procesie jej leczenia, mówi po prostu: „Dziękuję”. Dziękuje też swojemu Dawcy – chciałaby móc się z nim spotkać i porozmawiać, bo to jej Bohater.